Sen #30: Ucho ślimaka ‡ Historia spisana przez Jana Heimsona ‡ dnia ‡ A uważ ty co to czytasz, że słowa poniższe zapisałem prawdziwie, wedle sumienia i rozsądku, i wątpić w nie nie potrzeba.
Tak się czasem zdarza i nie jest to niczyja wina, że chociaż jest się z kimś umówionym na spacer, to trzeba najpierw spędzić kilka godzin w miejskiej pralni. W takiej właśnie niefortunnej sytuacji znalazła się moja koleżanka, w związku z czym - z tak dużą dozą zrozumienia, na jaką było mnie stać - zaproponowałem, że ja może pójdę do domu, a spacer przełożymy na jutro. Nie chciała się jednak na to zgodzić.
- To nie potrwa długo, maksymalnie kilka godzin - powiedziała. - Wiesz co możesz porobić przez ten czas? Poznam cię z moimi znajomymi. Mieszkają o, tutaj, jedno piętro nad pralnią. Akurat urządzają dzisiaj małą orgię, na pewno Ci się spodoba.
Weszliśmy razem na piętro i bez pukania wparowaliśmy do mieszkania. Był to apartament w stylu tych, jakie znaleźć można w starych kamienicach - z wysokimi drzwiami i oknami i antycznym parkietem. Wewnątrz wszystko pomalowane było na biało, a większą część jasnego i obszernego pokoju, w którym się znaleźliśmy, zajmowało ogromne łoże. Na łożu w rzeczy samej odbywała się mała orgia. Nasze przybycie nie wzbudziło większego zainteresowania, moja koleżanka krótko mnie przedstawiła po czym natychmiast pobiegła do pralni - jej znajomi pozdrowili mnie dość zdawkowo, nie przerywając swoich aktywności.
W pokoju, poza mną, znajdowało się pięć osób. Była tu jedna kobieta około pięćdziesiątki, leżąca na brzegu łóżka, zawinięta w koc niczym przepoczwarzająca się larwa i jedząca czipsy; oraz czworo młodych ludzi, oddających się rozmaitym czynnościom seksualnym: dwie dziewczyny, jeden chłopak i jeden osobnik którego płci nie potrafiłem określić, cały czas bowiem znajdował się pod innymi osobami.
Usiadłem nieśmiało na brzegu łóżka. Z początku czułem się trochę nieswojo, szybko jednak okazało się, że towarzystwo jest znacznie bardziej przyjazne, niż wydawało się z początku. Kobieta jedząca czipsy jako pierwsza zagadała, próbując wypytywać mnie co słychać w domu i na studiach, a nawet zagajać poważniejszą dyskusję o przepisach kulinarnych. Zaraz jednak do rozmowy włączył się chłopak. Miał na imię Remik. Był to przystojny młodzieniec o pogodnej twarzy i chłopięcych rysach. Zmęczony bezbożnymi ekscesami położył się na wznak, opierając głowę o ścianę, aby nieco odpocząć i pogawędzić. Obok niego przycupnęła jedna z dziewcząt, szczupła i urocza długowłosa brunetka. Okazała się być wygadana i niezmiernie wesoła - nie poznałem niestety jej imienia, ale w myślach nazwałem ją Chichotką.
Z przerwami na okazjonalne zabawy erotyczne spędziliśmy długie godziny na gadaniu. Rozmawialiśmy o tym, czy etyczne jest wspieranie coming-outów osób LGBTQ w sytuacji, w której i tak nie chcą one potem uczestniczyć w orgiach. Spieraliśmy się, czy logika jest redukowalna do teologii. W pewnym momencie Chichotka klepnęła się w udo i zawołała:
- A słyszeliście, jak Remik kiedyś zjadł ślimaka?
Obnażyła z radością swoje lśniące białe ząbki.
- Naprawdę? Na surowo? - zainteresowałem się.
- Ba, bo to jednego - zaśmiał się Remik. - Zjadłem dwa winniczki, jednego pomrowika i jednego czapecznika [prawdopodobnie mało znany gatunek ślimaka].
Zrobił efektowną pauzę, po czym dodał:
- Umiem nawet przy pomocy języka oddzielać ślimaka od skorupki, a następnie nogę od ucha.
- Jak się tego nauczyłeś? - zapytałem zdumiony.
- Wiedza teoretyczna plus symulacje komputerowe.
- Remik jest doktorem nauk matematycznych, pracuje w Labolatorium Symulakrum - dodała Chichotka kiwając głową z podziwem, a po chwili uśmiechnęła się do mnie wyzywająco i spytała: - A wiesz czym się różni noga od ucha? Bo ja wiem!
- Nie wiedziałem, że ślimaki mają uszy - odparłem zmieszany.
- Nie uszy, lecz ucho - jest jedno, tak samo jak noga - zauważył Remik, mrugając do mnie porozumiewawczo. - To tylko taki myśliwsko-matematyczny żargon! Ślimak nie słyszy, ale potrafi myśleć. Uchem nazywamy tę część jego ciała, która odpowiada za zdolności kognitywne, a nogą - tę odpowiedzialną za zdolności motoryczne.
- Czy ślimak jest mądry? - spytałem.
- Ależ nie! - zawołał Remik i całe towarzystwo wybuchnęło śmiechem. - Wręcz przeciwnie, to jedno z najgłupszych zwierząt.
- Ma tylko kilka neuronów, czasami w zupełnie losowych miejscach - powiedziała Chichotka, bawiąc się bezmyślnie penisem Remika.
- Dlaczego zatem zajmujecie się nimi w Labolatorium? - zadałem w końcu pytanie, które nie dawało mi spokoju.
- Ach, to bardzo dobre pytanie - Remik jakby odrobinę spoważniał. - W rzeczy samej, jeszcze kilka lat temu nikomu nawet nie przyszłoby to do głowy. Nie chwaląc się, to w dużej mierze moja zasługa. Jakiś czas temu założyłem się z kolegami z labu o kratówkę piwa o to, czy badania nad neurobiologią ślimaka mogą przysłużyć się jakoś rozwojowi sztucznej inteligencji. Przez dłuższy czas studiowałem niewielkie ślimaki pod kątem ich zachowań i zdolności poznawczych i doprowadziło mnie to do zupełnie przełomowych wniosków.
- Remik i jego zespół opracowali zupełnie nowe typy danych, których używają w swoich symulacjach - wtrąciła Chichotka.
- To prawda, problem był taki, że sztuczna inteligencja skupiała się dotąd na modelowaniu coraz to bardziej złożonych i zaawansowanych systemów. Szło to naturalnie w parze z rozwojem informatyki. Opracowywano coraz to bardziej złożone struktury danych, które pozwalały na przetwarzanie ogromnych ilości informacji. Co jednak z modelowaniem skrajnie prymitywnych, nieinteligentnych systemów? To wymagało kompletnie nowej technologii. Stworzyliśmy nowe typy danych: Int32-2, a później jeszcze prymitywniejszy Int32-1. Są to jakby kontenery w pamięci komputera, zbudowane z myślą o przechowywaniu i przetwarzaniu niezwykle małych ilości informacji, często zupełnie nieprzydatnych i bezużytecznych. Dzięki temu byliśmy w stanie stworzyć pełną, realistyczną symulację ślimaka - to przełomowy krok w kierunku modelowania głupoty.