Sen #2 ‡ Historia spisana przez Jana Heimsona ‡ dnia ‡ A uważ ty co to czytasz, że słowa poniższe zapisałem prawdziwie, wedle sumienia i rozsądku, i wątpić w nie nie potrzeba.
W liceum, do którego swego czasu uczęszczałem, istniała od lat drużyna harcerska, drużyna artystyczna, nadmienić trzeba, stąd też spoczywał na niej obowiązek organizowania wszelkich imprez i kulturalnych wydarzeń, jakie miały miejsce w szkole.
Zbliżało się zakończenie roku. Wedle tradycji, odchodzących w świat maturzystów honorowano zawsze pożegnalnym koncertem. Tym jednak razem drużynowa podjęła inną decyzję. W ramach obchodów końca szkoły harcerze postanowili zorganizować wielką uroczystą mszę świętą. Było to nie byle co – na potwierdzenie można choćby wspomnieć, że zaproszono na nią samego papieża.
W wyznaczonym terminie na ogromnej sali stawiła się cała niemal szkolna społeczność. Nie było to dziwne, ogłoszono bowiem, że uczestnictwo we mszy jest warunkiem otrzymania zaliczenia z wiedzy o kulturze. Ktoś wspomniał również, że można się przebrać, skutkiem czego niektóre osoby przyszły w strojach gigantycznych, szponiastych potworów. Cała sala była bogato przystrojona, nastrój niezwykle podniosły i świąteczny. Na tronie za ołtarzem siedział przygarbiony papież, omiatając posępnym spojrzeniem zgromadzonych.
Najciekawszym elementem oprawy mszy była stojąca przed ołtarzem grupka nauczycielek, które, ubrane w eleganckie ciemne stroje, wykonywały podczas celebracji skomplikowany układ taneczny. Początkowo widać było po grymasach na ich twarzach, powolnych, drętwych i nieco niezgranych ruchach, że bardzo niechętnie biorą udział w tym groteskowym tańcu, czują się skrępowane i upokorzone. W miarę upływu czasu nabierały jednak stopniowo luzu, układ stawał się coraz bardziej dynamiczny i swobodny, by wreszcie nabrać potężnej energii. Gdy msza zbliżała się do kulminacyjnego momentu, nauczycielki poczęły gardłowo nucić monotonną pieśń, w brzmieniu przypominającą jakieś mroczne zaklęcie. Śpiew powoli narastał, zamieniając się w końcu w kakofonię nieskładnych, schrypiałych okrzyków i potępieńczych skowytów, gdy ich ściśnięte eleganckimi strojami ciała miotały się w epileptycznych konwulsjach wokół ołtarza. Podczas tego szaleństwa do tańca przyłączył się również sam papież. Msza święta powoli przemieniła się z bluźniercze bachanalia i pogańską orgię.