Me orły śpią w błocie. Moje, tylko moje.
I moje biedne, przeklęte legiony.
Zapłakał się w pościel August, boski cezar.
Nie ja - mi oczy wyjadły już wrony.
Opowiedz mi bajkę, o boski cezarze,
O tym, jak przezorny jest zawsze gotowy.
Powiedz mym żołnierzom, trupom w leśnym jarze,
Niech cię posłuchają ich urżnięte głowy.
Powiedz nam, upiorom nieukołysanym,
Jak od jajka do jabłka prosta wiedzie droga.
Nam, cośmy zgnili w wąwozach splątanych.
Nam, w których żyłach nie płynie krew boga.
I powiedz nam w końcu, z wyżyn Kapitolu,
Jak wielki wódz zawsze swe bitwy wybiera,
I jak Mars spiżowy ponad krwawym polem
Z nieba zsyła gromy na nieprzyjaciela.
Wiem, w twoich traktatach, spada on jak orzeł
Na śpiącego wroga. Lecz w puszczach nadreńskich
Budzisz się wśród wrzasków, śmierci, ogień gorze
I trawi twój sztandar w pijanym szaleństwie.
Nie wybrałem bitwy ż a d n e j, mój cezarze.
Bo nie wiodły mnie nigdy drogi brukowane
Apuliańskich równin - lecz w mglistym oparze
Lasów reńskich pędziły mnie furie nieznane.
Walczę takie bitwy, jakie mi się zdarzą.
Więc bajaj swoje bajki mnie i mym żołnierzom,
Lub przeklnij mnie w złości bezsilnej, cezarze,
I patrz jak nasze czaszki się do ciebie szczerzą.
Lecz jeśli chcesz orły, to przyjdź tutaj po nie,
I nie płacz mi o tym, że ich miejsce w Rzymie.
Bo to nie ty w piekle kładłeś za nie głowę
I nie twojej krwi rzeka pod Kalkriese płynie.