Jedyna rzecz, której należy się bać Historia spisana przez Jana Heimsona dnia A uważ ty co to czytasz, że słowa poniższe zapisałem prawdziwie, wedle sumienia i rozsądku, i wątpić w nie nie potrzeba.

Gdy byłem mały – nie taki bardzo mały, pozwolę sobie zaznaczyć, lecz w wieku jednocyfrowym – mieszkałem przez pewien czas w sporym domu jednorodzinnym. Nie był jeszcze w pełni wyremontowany, w związku z czym zamieszkiwaliśmy w zasadzie tylko piętro, z wyłączeniem kuchni, która znajdowała się na parterze. W nocy na schodach było ciemno, zaś by włączyć światło trzeba było najpierw zejść na dół.

Panicznie bałem się tych schodów po zmroku. Jeszcze bardziej zaś wejścia do kuchni, nie zaopatrzonego w drzwi, będącego łukowato sklepionym otworem ziejącym w malowanej na biało ścianie. Wyjątkowo nieprzytulne miejsce, do tego wszystkiego to światło, do którego trzeba było biec, by zapalić je jak najszybciej. Nietrudno się domyślić, że wyobraźnia podsuwała mi setki mniej lub bardziej sprecyzowanych pomysłów, co też takiego mogłoby mnie spotkać po drodze, lub co mogłoby czekać na mnie w mroku kuchni…

Na całe szczęście niezwykle rzadko konieczność zmuszała mnie do tych przerażających wycieczek na dół. Często jednak byłem świadkiem, jak schodzili tam moi rodzice – zawsze wówczas czułem silny niepokój. Pewnego dnia postanowiłem spytać mojego taty, czy on naprawdę nie obawia się tam schodzić samemu? Zupełnie swobodnie odpowiedział, że nie. Gdy spytałem, jak to się dzieje, powiedział tylko, że wyrósł z tego strachu i że ja też niedługo z niego wyrosnę.

Nie uwierzyłem mu. Nie można przestać się tego bać, pomyślałem. Można najwyżej nauczyć się o tym strachu nie myśleć.

Jan Heimson

Młody kacerz, aspirujący kryptomanta i epistemolog. Wielbiciel insektów, pleśni, porostów, niewielkich ptaków. Jeśli chcesz mnie pochwalić lub zwymyślać, możesz napisać mi list.